BS Polonia Bytom
Biuro
ul. Kolejowa 2a
Kontakt
tel. 32 288 08 88
Druga część wywiadu z trenerem BS Polonii Bytom Mariuszem Bacikiem po sezonie 2022/23 w Suzuki 1. Lidze Koszykówki. Pierwszą część znajdziecie TUTAJ. Zapraszamy do lektury!
Wraz lepszą grą przyszły też zwycięstwa z Krosnem, czy też z Kołobrzegiem i można było odnieść wrażenie, że zarówno drużyna, ale przede wszystkim kibice oczekiwali na rewanże i pięć domowych spotkań u siebie, żeby coś sobie i wszystkim udowodnić. W tym maratonie udało się wywalczyć jedno zwycięstwo z WKK Wrocław. Nie spytam czy, ale jak duży niedosyt pojawił się w drużynie i pytanie czy ten etap sezonu nie przyniósł czegoś w rodzaju zwątpienia, tym bardziej, że chwilę później przydarzyła się pechowa porażka z AGH Kraków?
MB: Mogło tak być i mogło się tak wydawać. Po bardzo ważnym zwycięstwie w Kołobrzegu, dałem drużynie trochę wolnego w związku ze świętami, aby nieco od siebie odpocząć. Okres między świętami a pierwszym meczem w styczniu przeciwko Dzikom Warszawa chciałem poświęcić na zmianę taktyki i doszlifowanie pewnych rzeczy, żebyśmy mogli się nieco lepiej poznać z Alphonso i przetrenować różne warianty. Okazało się, że pół drużyny się rozchorowało, a Alphonso bardzo prosił mnie o możliwość odwiedzenia rodziny w Stanach, za którą bardzo tęsknił. Nie kwestionowałem tego, tym bardziej, że miesiąc później jego partnerka i syn odwiedzili go w Polsce. Ja chcąc być życiowym i wyrozumiałym oczywiście go puściłem, ale moje plany częściowo legły w gruzach i treningi w czasie tej przerwy nie wyglądały tak, jakbym chciał. Taktycznie nie byliśmy w stanie za dużo zrobić, ze względu na brak wystarczającej liczby ludzi do treningu. Z pozostałymi mogliśmy jedynie potrenować kondycyjnie i rzutowo. Nie da się ukryć, że to było zauważalne i w pewnym stopniu przełożyło się na naszą grę z Dzikami, z Radomiem czy Koszalinem. To nie była moja Polonia Bytom. Po tych meczach znów szczerze sobie porozmawialiśmy i pozbieraliśmy wszystkie nasze braki do kupy, czego efektem było zwycięstwo z WKK, które dało gdzieś tam znów ziarenko nadziei. Myślę, że od tego meczu byliśmy już tą Polonią, którą chcieliśmy być, oczywiście z małymi wyjątkami, chociażby w domowym meczu z Kotwicą. Poza tym, byliśmy tym zespołem, który sprawiał kibicom wiele radości.
Na początku lutego, kiedy Polonia miała na koncie tylko 6 zwycięstw, wiadomo było, że jest to ostatni moment, aby podnieść rękawice i zawalczyć o utrzymanie. Presja i gra we własnej hali, przy pomocy bytomskich kibiców, przyniosła ważne punkty z Politechniką Opolską, Turowem Zgorzelec i Starogardem Gdańskim. Po meczu ze wspomnianymi Kociewskimi Diabłami wydawać by się mogło, że jest to nie tylko realne, ale że jesteśmy wręcz na bardzo dobrej drodze, utrzymując taką dyspozycję. Co wydarzyło się zatem okiem trenera w końcówce sezonu?
MB: Przeciwnicy byli po prostu w lepszej dyspozycji, lepiej od nas rzucali, lepiej grali i dlatego tych spotkań nie udało się wygrać. Wracając do tego, co powiedziałeś, może gdybyśmy pechowo nie przegrali z Krakowem, gdybyśmy pechowo nie przegrali z Polonią Warszawa... Wiedzieliśmy, że każde następne spotkanie jest dla nas o być, albo nie być, co na pewno nie pomagało. Ja sam byłem kiedyś zawodnikiem i może nie grałem w drużynach bijących się o utrzymanie, ale grałem przeciwko takim drużynom, które miały nóż na gardle. To były zawsze bardzo trudne mecze i my, jako Polonia, na pewno stawialiśmy trudne warunki naszym przeciwnikom, aczkolwiek finalnie czegoś nam brakowało do tych ważnych zwycięstw i nie udało się zrealizować tego celu, jaki sobie postawiliśmy przed tym sezonem.
Sezon pokazał, a zwłaszcza jego druga część, że Skarpa była bardzo niewygodnym terenem dla przyjezdnych. W pewnym momencie pojawiła się nawet taka zależność, że kto wygrywał z Radomiem, ten przegrywał w Bytomiu i tak stało się w tych rozgrywkach aż pięć razy, a było blisko szóstego, jednak Decka Pelplin najwyraźniej o tym nie słyszała. Wiadomo, że mecz sam się nie wygra, ale czy trener wierzył gdzieś podświadomie w takie zależności?
MB: Wojtek, dobrze mnie znasz i dobrze wiesz, że jestem przesądny (śmiech). Ja mam nawet swoje miejsce parkingowe i jeśli ktoś mi je zajmie, to jestem wściekły, mam swoje przyzwyczajenia, robię od lat te same rzeczy w dniu meczu. Oczywiście, że wypatrywałem tego, kto z Radomiem wygra, nawet nie pod kątem porażki Radomia, ale właśnie napawało mnie to optymizmem, że podświadomie mamy większe szanse na pokonanie kolejnego przeciwnika. Z Decką nie udało się tego zrobić, ale tutaj specyfika była trochę inna. Adam, który jest naszym skautem, po obserwacjach i przeanalizowaniu drużyny z Pelplina, zauważył, że Davis i Ciesielski słabo rzucają za trzy punkty, więc możemy ich odpuścić na dystansie, a nastawiać się na obronę pick'ów "dołem", być gotowym na penetracje i prowokować ich do prób rzutów za trzy. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale w pierwszej kwarcie od tego duetu dostaliśmy 5 czy 6 trójek. Broń boże nie mam pretensji do Adama, ale jak to się mówi... biednemu wiatr w oczy i tak dalej. Jak nie idzie, to nie idzie, czyli ludzie, którzy faktycznie nie grozili wcześniej rzutem, nagle w meczach z Bytomiem to robili. Davis, który w sezonie miał 20% za trzy, z nami trafił 3 lub 4 trójki.
Nawiązując do ostatniego domowego meczu na Skarpie z Kotwicą Kołobrzeg... porażka dość bolesna, bo różnicą 30 punktów, ale tego, co wydarzyło się po meczu chyba nikt się nie spodziewał. Jak trener odbiera tak wielkie i bezwarunkowe wsparcie bytomskich kibiców, bo takie wydarzenia są raczej rzadko spotykane?
MB: Nie wiem czy to jest rzadko spotykane, czy może bardziej jednorazowa "akcja", bo ja z czymś takim się nie spotkałem nigdzie i nigdy. Jak rozmawiam z zawodnikami z różnych klubów, z różnych lig, to jeden z nich powiedział mi, że strasznie zazdrości mi kibiców, bo on sam spadł z ligi jakiś czas temu, a miejscowi kibice wyzwali zawodników od najgorszych, gwizdali i obrażali ich. Nam kibic podziękował za emocje, bo chyba głównie o to chodziło, że dostarczyliśmy im mnóstwo pozytywnych emocji. Oni, tak jak w przemowie Pani Ewelina powiedziała, zjednoczyli się i poznali, tworząc jakąś tam społeczność kibicowską. Bardzo cieszę się, że nam jako organizacji udało się stworzyć taką lokalną społeczność i mam nadzieję, że ona będzie się rozrastać, a my swoją postawą postaramy się ją zadowolić i sprawić, żeby miała jak najwięcej powodów do radości.
Skoro Trener mówi, że mogła to być jednorazowa sytuacja, to znaczy, że wyczerpaliśmy już margines błędu?
MB: Tak mi się wydaje. Oczywiście na to się musi złożyć wiele czynników, ale ja życzyłbym sobie takich pożegnań rok rocznie, tylko w pozytywnych okolicznościach. Wiadomo, że nie tylko przy awansach, ale z dobrymi miejscami w lidze, przede wszystkim bezpiecznymi.
Polonia finalnie zakończyła sezon na 16. miejscu, w strefie spadkowej. Dla trenera jest to bardziej nieudany debiut na tym poziomie czy cenna lekcja koszykówki w karierze trenerskiej?
MB: Przede wszystkim lekcja koszykówki. Przez ostatnie dwa lata miałem duże pole do popisu, ale także wiele nauki. Z jednej strony ważny, poprzedni sezon, który zakończył się awansem, który mnie wiele nauczył jako trenera, i kolejny sezon w pierwszej lidze, dający mi mocno popalić, oczywiście pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dało mi to sporego "kopa" do dalszej pracy. Co prawda mówi się, że pieniądze nie grają, ale też mocno w tym graniu pomagają.
Tym razem krótkie pytanie: Co dalej?
MB: Jestem już po wstępnych rozmowach z zarządem w klubie i nie robiąc sobie wzajemnie żadnej zbędnej presji, ja chciałbym jak najszybciej wrócić do pierwszej ligi. Już trochę nauczyliśmy się tego szczebla i jeżeli uda nam się tam wrócić, to za drugim razem na pewno będzie łatwiej, ale żeby tam wrócić to musimy zbudować solidną drużynę, z solidnymi zawodnikami, którzy pozwolą nam myśleć o walce o ten powrót. Jesteśmy też świadomi, że za darmo i na piękne oczy Mariusza Bacika nikt tutaj grać nie przyjdzie.
Sezon na zapleczu ekstraklasy dla najlepszej ósemki ciągle trwa. Etap ćwierćfinałów. Jakie są typy trenera na finalny obraz drabinki play-off oraz tego, kto z pierwszoligowców zagra w przyszłej kampanii w ekstraklasie?
MB: Wydaje mi się, że finał play-off będzie taki, jakie były miejsca po zakończeniu sezonu zasadniczego, czyli Górnik Wałbrzych i Dziki Warszawa. Moim cichym faworytem jest Wałbrzych i im kibicuję, z różnych względów, ale przede wszystkim dlatego, że też mają oddanych kibiców. Jest to miasto mocno koszykarskie, z koszykarskimi tradycjami. Życzę im jak najlepiej, życzę im powrotu do ekstraklasy, bo tam jest ich miejsce. Sobie życzę, żeby iść śladami Górnika, bo widzę tutaj wiele podobieństw między Wałbrzychem a Bytomiem.